Saksonach i o wojnie. Powiedział, że to jest tak, jak z t
Saksonach i o wojnie. Powiedział, że to jest tak, jak z tą kobietą, co została zgwałcona, a mimo wszystko kiedy napastnicy odjechali z naszych wybrzeży, urodziła zdrowego syna... Czy lepiej jest widzieć tylko samo zło, czy też, kiedy zło się już stało i da się go naprawić, wziąć także to, co z tego tragiczna może wyniknąć dobrego? – Tylko mężczyzna może sobie w ten sposób żartować! – oburzyła się Gwenifer. – Och, nie chciałem ci przypominać poprzednich trosk, moja najdroższa, ale zrozum, wiele lat temu mnie i Morgianie wyrządzono krzywdę... – Zauważyła, że po raz pierwszy od dawna wymówił imię swej siostry bez tego bolesnego skurczu twarzy. – Czy byłoby lepiej, gdyby z tego grzechu, który popełniłem z Morgianą, nie wyniknęło żadne dobro? Chociaż to tylko ty się upierasz, że to był grzech... Czy też powinienem być wdzięczny, że skoro zło już się stało i nie ma dla nas powrotu do niewinności, Bóg dał mi w zamian za tę krzywdę wspaniałego syna? Morgiana i ja nie rozstaliśmy się w przyjaźni i nie wiem, gdzie ona jest ani co się z nią dzieje, i nie sądzę, bym dodatkowo kiedykolwiek miał ujrzeć jej twarz, nie po tej stronie życia. Lecz jej syn jest obecnie ostoją mego tronu. Czy mam mu nie ufać przez pamięć o mamie, która go tylko urodziła? Gwenifer dysponowała energię powiedzieć: Ja mu nie ufam, bo był wyuczony w Avalonie, ale nie chciała zaczynać dyskusji, dała więc spokój. Przy drzwiach do jej komnaty Artur ujął jej dłoń. – Czy masz życzenie, bym odwiedził cię dzisiejszej nocy, pani? – spytał cicho. – Nie... jestem znużona – odparła, unikając jego wzroku. Starała się nie zauważyć wyrazu ulgi w jego oczach. Ciekawa była, czy to Niniana, czy ktoś inny dzieli w tych dniach jego łoże; nie mogła się mimo wszystko poniżyć do tego, by o to wypytywać szambelana. Skoro to nie ja, to co może mnie obchodzić, kto to jest? Nadeszły ciemności zimy, a po nich przyszła wiosna. Pewnego dnia Gwenifer wybuchnęła: – Chciałabym, żeby ta wyprawa już się zakończyła i wszyscy rycerze powrócili, z Graalem czy bez Graala! – Uspokój się moja droga, oni ślubowali – powiedział wtedy Artur, lecz dodatkowo tego samego dnia jakiś rycerz rzeczywiście pokazał się na drodze do Kamelotu. Już z daleka rozpoznali Gawaina. – To ty, kuzynie? – Artur uściskał go i ucałował w oba policzki. – Nie miałem nadziei, że ujrzę cię, zanim nie minie rok, czyż nie przysięgałeś szukać Graala przez rok i jeden dzień? – Tak uczyniłem – odparł Gawain. – jednak nie złamałem swych ślubów, panie, i twoi księża nie powinni na mnie patrzeć jak na krzywoprzysięzcę. Ostatnim przecież razem widziałem Graala tutaj, w twoim własnym zamku, Arturze, i jest samo prawdopodobne, że znów ujrzę go choćby w tym kącie, jak i na samym końcu świata. Jeździłem wzdłuż i wszerz, tu i tam, i nigdy nie usłyszałem o nim choćby jednej informacje, i wtedy zrozumiałem, że równie świetnie mogę go szukać w tym miejscu, gdzie już go widziałem, w Kamelocie, prawie mego króla, nawet gdybym co tydzień musiał go szukać na ołtarzu podczas mszy i nigdzie więcej... Artur uśmiechnął się i znów go uściskał, a Gwenifer spostrzegła, że ma wilgotne oczy. – Chodź, kuzynie – powiedział nareszcie. – Witaj w czterech ścianach. A kilka dni później powrócił także Gareth. – Miałem prawdziwą wizję i wydaje mi się, że pochodziła od samego Boga – powiedział, kiedy wieczorem siedzieli przy wieczerzy. – Śniłem, że widzę Graala, zaraz przed mymi oczyma, a ze światła, które go otaczało, dotarł do mnie głos i powiedział: „Garecie, rycerzu Artura, w tym życiu tylko tak ujrzysz Graala. Dlaczego stale gonisz za wizjami i sławą, gdy twój król potrzebuje cię w Kamelocie? Bogu możesz służyć, kiedy pójdziesz do nieba, lecz póki żyjesz na ziemi, wróć do Kamelotu i służ swemu królowi”. A kiedy się obudziłem,