Obudzono ją na godzinę przed świtem. W przeciwieństwie d

Obudzono ją na godzinę przed świtem. inaczej niż transu poprzedniego dnia, obecnie była w pełni świadoma wszystkiego, co ją otacza – zimnego, rześkiego powietrza, mgieł zabarwionych różowością w miejscu, gdzie miało wzejść słońce, mocnego zapachu małych, śniadych kobiet, odzianych w stroje ze źle ufarbowanych tkanin. Wszystko było wyraziste i miało ostre, piękne kolory, tak jakby chwila ta została świeżo stworzona rękoma samej Bogini. Śniade kobiety szeptały między sobą cicho, jakby nie chciały przeszkadzać takiej obcej kapłance; słyszała je, ale z języka, którym mówiły, rozpoznała zaledwie kilka słów. Po kilku chwilach najstarsza z nich – ta osobiście, która powitała ją i gościła poprzedniego dnia – podeszła do Morgiany i przyniosła jej świeżą wodę. Morgiana podziękowała jej ukłonem, jak kapłanka kapłance, a później dziwiła się, dlaczego to zrobiła. Kobieta była stara; jej długie, poskręcane włosy, zapięte kościaną zapinką, były niemal całkiem siwe, ciemną skórę znaczyły niebieskie plamy. Szatę miała z samo źle ufarbowanej tkaniny, jak pozostałe kobiety, ale na niej nosiła pomalowaną w magiczne symbole tunikę z niewyprawionej jeleniej skóry, na której wciąż widoczne były kawałki sierści. Jej szyję zdobiły 2 naszyjniki: jeden ze wspaniałych bursztynów – nawet Viviana nie miała piękniejszego, a drugi z kawałków kości i złotych, subtelnie rzeźbionych baretek. Postawę miała tak dumną, jak osobiście Viviana. Morgiana zrozumiała, że jest to matka plemienia i kapłanka tego ludu. Własnymi rękoma kobieta rozpoczęła zrobienia Morgiany do rytuału. Rozebrała ją do naga i pomalowała spody jej stóp i wewnętrzne strony dłoni niebieskim barwikiem, odnowiła też półksiężyc na jej czole. Na jej piersiach i brzuchu obrysowała kształt księżyca w pełni, a tuż nad ciemną linią jej włosów łonowych namalowała czarny księżyc. Szybko, niemal mechanicznie, rozchyliła jej nogi i wsunęła między nie dłoń. Zażenowana Morgiana wiedziała, czego kobieta szuka. Do tego rytuału kapłanka musiała być dziewicą. Morgiana była nietknięta. Poczuła nagły, na wpół przyjemny dreszcz lęku, a jednocześnie zdała sobie sprawę, że jest okropnie głodna. Była mimo wszystko wyćwiczona w opanowywaniu głodu. i po kilku chwilach głód ją opuścił. Kiedy wyprowadzono ją na dworze, słońce zaczęło już wschodzić. Była okręcona w taki sam płaszcz, jak ta stara kobieta. Wymalowano na nim magiczne znaki: księżyc i jelenie rogi. Była świadoma obcości własnego pomalowanego ciała. Część jej umysłu jakby z bardzo daleka przyglądała się ze zdziwieniem, a nawet pogardą, tym tajemniczym symbolom, o wiele starszym niż wiedza Druidów, której ją tak skwapliwie wyuczono. ten etap trwał tylko przez okres i ustąpił natychmiast. Zastąpiło go zaufanie w mądrość owego ludu, starszego nawet niż wiedza o nim, który powołał taki rytuał dzięki swej mocy i wierze. Za sobą ujrzała okrągłą chatę z kamienia, w której spędziła noc. Z boku stała inna, podobna chata, a z niej wyprowadzano obecnie młodego faceta. Nie widziała go dokładnie, ponieważ słońce świeciło jej prosto w oczy. Dostrzegła jedynie, że był wysoki, mocno zbudowany, jasnowłosy. Nie jest więc jednym z tego ludu? Ale nie do niej należało zadawanie pytań. mężczyźni plemienia, pod wodzą najstarszego, o silnych, gruzłowatych mięśniach kowala, malowali młodzieńca od stóp do głów niebieskim urzetem. Wysmarowali jego ciało zwierzęcym tłuszczem i okryli je płaszczem z niewyprawionych, surowych skór. Na skroń założyli mu jelenie poroże; na cichy rozkaz najstarszego młodzieniec opuścił skroń, by sprawdzić, czy rogi są świetnie przymocowane i nie przesuną się przy żadnym ruchu. Morgiana dostrzegła dumny ruch, którym odrzucił skroń, i nagle przeszył ją dreszcz świadomości, który dotarł do najskrytszych zakamarków jej ciała. To jest Rogaty Pan, to jest Bóg, to jest oblubieniec Dziewicy Łowczyni... We włosy wpleciono jej girlandy purpurowych jagód i ustrojono we wianek z pierwszych wiosennych kwiatów. Drogocenny naszyjnik z kości i złota został z namaszczeniem zdjęty z szyi mamy plemienia i zawiązany na szyi Morgiany; czuła jego ciężar, jak ciężar czystej